Nie było mnie tu już pół roku. Kawał czasu, ale nie marnowałem go. Porządkowałem swój rozwój osobisty, by zwiększyć możliwości przekazywania Wam nowych wartości. Oczywiście mogłem jednocześnie zaglądać tutaj, ale to się nie udało.
Po przeczytaniu w ciągu pięciu lat kilkudziesięciu książek kilkudziesięciu autorów nabyłem mnóstwo wiedzy. Wiedzy teoretycznej. Trochę praktykowałem pisząc na blogu (to nie było regularne, niestety) oraz prowadząc warsztaty dla maturzystów (z rozwoju osobistego oczywiście). To zbyt mało.
Napotkałem zespół ludzi, którzy wcielają w życie idee kolejnego guru w dziedzinie przywództwa i rozwoju. Są związani z Johnem Maxwellem, tworząc jego regionalny team w Polsce. Dołączyłem tam.
Tyle wyjaśnień.
A teraz o rozwoju. Według nauki Johna.
Mamy prawie nieograniczony potencjał, ale wykorzystujemy jego niewielką część. Ludzie przeciętni jakieś 10 procent. Matematycznie nie ma tu logiki; ile to jest 10 procent od liczby nieograniczonej?
Ale to tylko symbole, nie matematyka. I każdy z nas wykorzystuje trochę inny procent.
Tak jak w nowym telefonie komórkowym, sorry, teraz już w smartfonie. Korzystamy z kilkunastu procent jego możliwości. Ale potem zwiększamy te możliwości, w miarę naszych potrzeb. Jeżeli takich nie mamy, to jedynie korzystamy z funkcji telefonu, aparatu fotograficznego, przeglądania wieści na facebooku, bawimy się w różne gry zręcznościowe lub inne. Tylko tyle. Poznajemy nowe możliwości, gdy zachodzi taka potrzeba.
Tak samo pracujemy z naszym umysłem. Jeżeli nic nam więcej nie potrzeba, to korzystamy jedynie z kilkunastu procent.
Dla własnego dobra, dla własnego rozwoju rozszerzajmy swój potencjał.
1. Rób więcej niż od Ciebie oczekują!
2. Szukaj więcej niż jednego rozwiązania postawionego przed Tobą zadania i oceń, które jest najlepsze!
3. Nie pytaj CZY coś zrobić, ale JAK coś zrobić. Bo rozwiązań JAK coś zrobić jest wiele, należy wybrać najkorzystniejsze.
4. Nie musisz pracować ciężko, zobacz co najlepiej Ci wychodzi i niech pasja zastąpi Ci etatowe działanie. Tomasz Edison (największy wynalazca) podkreślał, że nie przepracował w życiu ani jednego dnia, wszystko co robił było pasją, przyjemnością, zdobywaniem doświadczeń.
Raz rozszerzony potencjał nie maleje, jeżeli z niego korzystasz.
Zdecyduj: chcesz się zatrzymać na obecnym poziomie, czy chcesz się rozwijać?
To jedynie Twoja decyzja, nikt dobrze nie wybierze za Ciebie. Nie daj z siebie zrobić marynarza - mechanika, jeżeli uwielbiasz sztuki plastyczno-muzyczne.
Idź swoją drogą, z pasją, z nastawieniem na sukces. Nie szukaj wymówek. Ci, którzy się rozwinęli w różnych dziedzinach zaczynali jak TY!
Nastawieni na sukces
Nastawieni na sukces
niedziela, 25 listopada 2018
niedziela, 20 maja 2018
Trenuj wiarę w siebie
Bez wiary w siebie nic nie można osiągnąć. Pytacie: ale jak
to zrobić, ja nie zawsze wierzę, że coś potrafię zrobić.
Odpowiadam: trzeba trenować, jak każdą inną dyscyplinę.
Małe dziecko
podpatruje dorosłych: jak chodzą, jak siedzą, jak jedzą, jak mówią. Więc stara
się ich naśladować. Wierzy w to. Gdyby tak nie było, to by nie próbowało. Nawet
jak pomagają rodzice, ono samo chce chodzić ima to w podświadomości. Więc
zaczyna ćwiczyć, krok po kroku i codziennie i coraz więcej. Wierzy i ćwiczy i
jak ćwiczy to coraz bardziej wierzy, że będzie chodzić i dąży do tego. To jest podświadome
ćwiczenie wiary w siebie, bo nie ma przesłanek, że to może się nie udać, że nie
da rady, że lepiej się poddać i zrezygnować. Nie ma przesłanek i sygnałów, że
nie da rady czegoś zrobić, co przecież dla malucha nie jest proste. Więc się
nauczy, czyli da radę.
Wierzysz, że można się nauczyć wiary w siebie? Trzeba po prostu pozbyć się niewiary w siebie,
w swoje możliwości, w nauczenie się tego, czego przecież na początku nie
umiemy.
Ważne jest zaszczepienie w podświadomości, wpisanie do
podświadomości, konieczności różnych ćwiczeń, które prowadzą do tego, że
zaczynamy w siebie wierzyć. Najpierw w jednym zakresie, a po sukcesie – w
następnych.
Porada: ćwicz codziennie!
Czy możesz zrobić 50 pompek? No nie, nonsens, powie
większość osób, które nie ćwiczą na co dzień.
Ale zacznij od pięciu, przez kilka dni po pięć razy. Potem
zwiększamy dawkę , skokowo lub etapami, dokładamy codziennie jedną albo pięć co
tydzień, a potem może po trzy co trzy dni itd. Da się? Da się. Nawet jak na
początku nie wierzyłeś, że się da, to kilku tygodniach ćwiczeń masz efekty
czyli możesz uwierzyć, że dasz rade w pompkach, ale także w kolejnej dziedzinie.
Sportowej lub innej. Podciąganie na drążku, rozciąganie expandera (taka guma lub
sprężyna do ćwiczeń), ale także np. nauka języka. Nie tylko w szkole, ale w
domu. Codziennie jedna porcja nowej wiedzy i po jakimś czasie już mówimy. Inni
mówią, to my tez damy radę. Nie damy rady, jeśli nie mamy motywacji i wiary w
siebie.
Jeżeli coś powtarzasz to uwierzysz w siebie. Najlepiej robić
coś w ramach swoich zainteresowań, hobby. Dlatego warto wymyślić wiele ćwiczeń
w różnych obszarach.
Można ćwiczyć wiarę w to, że zbliżysz się do osoby, na
której ci zależy. Codziennie wymyśl jakiś gest, uśmiech, słowo, powód, pretekst
(uwaga! bez nachalności) i przekazuj to tej osobie. Jeżeli będziesz to robił mądrze,
to po jakimś czasie ta osoba będzie tobie przyjazna. Dowiedz się jakie ma
zainteresowania, co lubi, gdzie chodzi, co ogląda, z kim się spotyka.
Ja mogę mówić o swoich dziedzinach.
Kiedyś chciałem przekazywać młodym ludziom swoje
doświadczenia życiowe prowadzące do osiągania sukcesu.
Nie wierzyłem wówczas, że mogę występować przed ludźmi i opowiadać im
o rozwoju. Bałem się nieporadności, braku zainteresowanie tematem, wyśmiania
itp. Byłem dziennikarzem gazetowym, nie radiowym ani telewizyjnym, więc
radziłem sobie z pisaniem tekstów, a nie z mówieniem.
Wcześniej byłem inżynierem i też po otrzymaniu propozycji
zostania dziennikarzem bałem się tego.
Ale zacisnąłem zęby i postanowiłem nauczyć się, spróbować, zaryzykować. Wówczas
musiałem uwierzyć w siebie, uwierzyć, że dam radę przejść na nową, zupełnie mi
obca drogę.
I wystartowałem , zacząłem pisać. Na początku nie było
rewelacji, ale z dnia na dzień nabierałem wprawy. Nie ćwiczyłem już na sucho,
do szuflady tylko swoją pracę poddawałem pod osąd redaktorów i czytelników.
Przyszły pierwsze pochwały. I uwierzyłem, ze mogę być dziennikarzem, uwierzyłem
w siebie po wielu ćwiczeniach, po ciężkim treningu.
Natomiast wypowiadanie się, zwłaszcza przed kamerą, szło mi
słabo, więc nie bardzo wierzyłem, że mogę na żywo występować na prelekcjach czy
prowadzić warsztaty. Nastąpił przełom, gdy kolega, z którym spotkałem się na
jednym z seminariów jako uczestnik, powiedział: spróbuj, poćwicz, przekaż swoje
doświadczenia innym.
Zacząłem kolejny trening, kolejne ćwiczenia. Teraz prowadzę
warsztaty z młodzieżą w wieku maturalnym i ze spotkania na spotkanie jest coraz
lepiej.
Więc kolejny raz uwierzyłem w siebie. Uwierzyłem, że mogę
prowadzić różne zajęcia. Pod warunkiem, że dobrze się do nich przygotuję i
poćwiczę.
Uwierzyłem, że mogę zrobić wszystko co mi jest potrzebne. Byłem
PR-owcem i nauczyłem się tego, potem byłem marketerem i też uczyłem się by dać
radę, ale już wierzyłem, że sobie poradzę. Bo takie miałem doświadczenia.
Wiara w siebie nie zależy od miejsca urodzenia, ale od
ćwiczeń doprowadzających do efektów. Oczywiście nie założyłem sobie, że będę
bokserem i nie wziąłem się za takie ćwiczenia, bo to zupełnie nie moja bajka.
I takich ludzi, którzy uwierzyli w siebie i osiągnęli sukces
jest wielu …
poniedziałek, 19 marca 2018
Dziecko a koledzy
W szkole, przedszkolu, parku, na placu zabaw dziecko
obserwuje inne dzieci. Jedne są na tyle silnymi osobowościami, że same
narzucają zabawę rówieśnikom. Inne poddają się liderom i powtarzają ich
zachowania. Warto zadbać o to, aby nasze
dziecko spotykało się częściej z takimi, które spełniają nasze wyobrażenia o
odpowiednim zachowaniu się wobec innych. Czyli inaczej mówiąc dbajmy, aby nie
dostało się w złe towarzystwo. Oczywiście nie jest to bardzo proste, nie mamy
wpływu na to z kim jest w grupie przedszkolnej lub klasie, ale w skrajnych
przypadkach możemy przenieść naszą pociechę do innej grupy.
Ważne są natomiast rozmowy. Widzimy jakie zachowania, jakie
słownictwo dziecko kopiuje i przynosi do domu. Należy zapytać od kogo nauczył
się pewnych słów czy zachowań i wytłumaczyć, które są dobre, a które nie. Zauważamy
kiedy nasze dziecko zaczyna zachowywać się inaczej niż wcześniej: podnosi głos,
szarpie się, uderza kogoś niby w zabawie, zaczyna lekceważyć nasze uwagi i
polecenia. Skąd się to wzięło? Pytajmy o przyczyny takiego zachowania
natychmiast, gdy je zauważymy.
Dzieciom imponują ci, którzy są bardziej pewni siebie, mają
większe umiejętności zwłaszcza takie, o których marzy nasze dziecko. 10 letni
Mateusz, nieco pod wpływem taty, chciał grać w piłkę. Chodził ze swoim tatą na
mecze i rozmawiał o piłce, zaczął się
interesować klubami i piłkarzami z areny polskiej i międzynarodowej. Rozpoczął
zajęcia w szkółce piłkarskiej rezygnując z tenisa. W klasie zapoznał się z Wiktorem,
synem jednego z piłkarzy i ten zaczął mu imponować.
Mateusz nie ma pewnych cech, które pomagają za wszelką cenę
osiągnąć cel, nie ma konieczności tzw. gryzienia trawy do upadłości. Stara się
dobrze grać, ale ważna jest dla niego gra fair, cieszy się ze strzelonych
bramek, ale nigdy nie pójdzie po trupach. Jego kilku kolegów zupełnie inaczej.
Więc z jednej strony chciałby być taki skuteczny jak koledzy, ale z drugiej nie
chciał tego robić za wszelką cenę, nie akceptował niektórych zachowań. Po
każdym meczu i treningu rozmawialiśmy z nim o tych sytuacjach. Nie był rozkazu:
musisz być najlepszy, nie stresowaliśmy go, jak to czynili niektórzy rodzice
widząc w swoich synach następców Lewandowskiego czy innych gwiazd futbolu.
Zaszczepialiśmy chęć wygrywania, ale nie na zasadzie
wszystko albo nic. Nikt nie mówił: jak nie strzelisz gola to jesteś gamoń i fajtłapa,
zobacz jak robią to lepsi od ciebie i rób tak samo. Kolega miał zawziętość
nauczoną przez ojca zawodowca i dużo lepsze umiejętności. Imponował, nie tylko
jako młody piłkarz, ale też chłopak z charyzmą. Koleżeństwo z nim nobilitowało.
Ale do czasu. Na szczęście Mateusz sam zaczął zauważać, że nie wszystkie
zachowania należy przejmować. Dostrzegł, że koleżeństwo stawało się
jednostronne. Wiktor nosił głowę wyżej i czasami lekceważył rówieśników. I znowu by nie dopuścić do wyrobienia w
Mateuszu złych nawyków prowadziliśmy rozmowy wyjaśniające. Czy skłonności do
bijatyk i wykorzystywania innych to fajne zachowanie? Czy chcesz być taki sam?
Mateusz musiał zrozumieć i sam siebie przekonać, że nie powinien ślepo
wpatrywać się w kolegę i powtarzać wszystko, co tamten wyczynia. I nie
robiliśmy tego tylko i wyłącznie na zasadzie bezwzględnego zakazu: nam się to
nie podoba. Należało wyjaśniać, podawać
argumenty dlaczego należy postępować inaczej. I ostatecznie odnieśliśmy sukces.
Wiktor przestał być idolem.
Mateusz także chciał
dowodzić innymi. Miał przykłady w swojej rodzinie, wśród której widział przywódców.
Próbował organizować mecze, proponować gry i zabawy. Nie wszyscy koledzy to
akceptowali. Jedni tak, inni nie. Niektórym przywódca jest potrzebny, bo się
nudzą i sami nie potrafią zorganizować sobie czasu. Innym, którzy są
indywidualistami i nie lubią, aby nimi rządzić takie postepowanie przeszkadza.
Dziecko często tego nie rozumie, nie rozróżnia postaw innych. Rozmawiajmy z
dzieckiem:
- Mateusz, co tam dzisiaj wydarzyło się w szkole?
- Nic.
- Na pewno nic? A co robiłeś z Jaśkiem, twoim nowym kumplem?
- No, nic. Trochę się pokłóciliśmy.
- A jednak coś się wydarzyło. Na czym polegała ta kłótnia?
- On mnie dwa razy uderzył, a jak mu oddałem to poskarżył
się pani. Tak nie powinien zrobić, ja nie poszedłem na skargę.
- Ale dlaczego cię uderzył, coś musiałeś zrobić, sprowokować
go, przecież się kolegujecie, więc nie powinniście się bić. Może coś źle zrobiłeś?
- Ja tylko powiedziałem, że jest beznadziejnym bramkarzem,
to nie jest powód do bitki.
- A może nie powinieneś go oceniać, tylko podpowiedzieć jak
ma bronić, nauczyć go. Gdy go oceniłeś poczuł się urażony i tak
zareagował. Z pewnością zbyt
emocjonalnie, ja tego nie pochwalam, ale Ty też popełniłeś błąd. Więc następnym
razem wytłumacz koledze, co powinien zrobić żeby był lepszy. Ty też poczujesz się lepiej jak komuś
pomożesz, a nie będziesz się z niego wyśmiewał.
- Nie wyśmiewałem się.
- Ale on mógł to tak
odczuć. Cieszyłbyś się, gdyby ktoś tak powiedział o tobie?
- No, nie.
- Więc zanim coś powiesz zastanów się czy nawet niechcący
nie zrobisz komuś krzywdy.
Trzeba rozmawiać z dziećmi, żeby ich kierunkować,
podpowiadać zachowania wobec innych. Rozmawiać o każdym przypadku, a nie
ogólnie. Rozmowa o tym co się dzisiaj wydarzyło w kontaktach z innymi
rówieśnikami może ukierunkować jak postąpić przy kolejnym podobnym przypadku. Gdy
dziecko widzi, że je rozumiemy chętnie przyjmuje argumenty.
niedziela, 18 lutego 2018
Dziecko naśladuje media
Piłka nożna to fajna gra. Można biegać za piłką, podawać,
strzelać gole. Ale jeszcze lepsze jest komentowanie meczu. Opowiadanie, który
piłkarz właśnie osiąga szczyt marzeń
strzelając kolejnego gola lub broniąc strzału. Przy grze w tenisa ważne
jest zdobycie gema, ale także późniejsze odłożenie rakiety, przetarcie czoła
frotką założoną na przedramieniu, zarzucenie ręcznika na plecy. Także
podniesienie ręki z piłką, jak robią to dzieci zbierające piłeczki z kortu.
Fajne jest powtarzanie gagów kabaretowych.
Skąd te zachowania? Z obserwacji tego co w telewizji.
Youtuberzy w internecie nie tylko komentują mecze, ale całe otoczenie
piłkarskiego świata. Transfery zawodników, przewidywania wyników, ustalanie
składów itp. To fajne zajęcie, więc może dobrze zostać youtuberem?
Może gamerem, grającym w różne gry i komentującym
jednocześnie to co dzieje się na różnych wirtualnych planszach.
Poznałem Witka, ma 12 lat, trochę lekki grubasek, ale oczy
bardzo żwawe, a buzia mu się nie zamyka. Gdy pytam, co lubi robić odpowiada, że
gra trochę na komputerze, w telewizji ogląda Galileo i Master Chefa. - A kim
będziesz w przyszłości? – pytam. – Kucharzem!!! – wykrzykuje z rozpromieniony.
Mama wtrąca się natychmiast: - Żadnym kucharzem, będziesz informatykiem, znasz
się na komputerze i oglądasz taki
pouczający, naukowy program w telewizji. - Tak - więdnie Witek. - To też lubię,
ale tak naprawdę to chcę być kucharzem. – Jakim? – pytam. –
Czterooogwiazdkowym!!!
Czyż może być lepsza pasja zaszczepiona przez media? Nie
wiem kim będzie Witek, ale zwróciłem mamie uwagę, że nie wolno gasić takiej
pasji. To akurat dobry wpływ mediów. Witek aż rwie się do kuchni i
przyrządzania potraw, ale mama boi się, żeby nie skaleczył się nożem. A on już
wymyśla jakie potrawy zrobić, głównie dla zmęczonej mamy wracającej z pracy, by
nie używać zabronionego noża. Sałatę poszarpiemy, rzodkiewkę zetrzemy na tarce
itd.
Bez telewizyjnego programu Witek nie wiedziałby kim chciałby
być, nie miałby takiego pozytywnego hobby przekształcającego się w pasję. Nawet
jeżeli za kilka lat inny program telewizyjny czy internetowy zachęci go do
zmiany pasji to będzie umiał gotować, a idąc śladem innych propozycji
zawodowych może zostanie informatykiem lub budowniczym, architektem,
projektantem wnętrz.
Bo wizję przyszłości czerpie z mediów. Mama umie mu tylko
zakazywać lub prowadzić na ścieżki kariery, które Witkowi nigdy nie będą
odpowiadać.
I to też nie jest jej
wina, gdyż chce jak najlepiej, a nie mając pojęcia o konieczności szanowania
woli syna proponuje mu zawód zasłyszany w sklepie. Informatyk to przyszłość.
Pewnie, że tak, ale nie dla każdego.
Można złorzeczyć na oglądanie przez dzieci telewizji,
szperania w internecie, ale to często zastępuje propozycje rodziców, którzy
nie są w stanie zauważyć pasji swoich
dzieci.
Więc zawsze starajmy się mądrze wykorzystać media do
znalezienia życiowej drogi naszych milusińskich.
poniedziałek, 5 lutego 2018
Dziecko uczy się od rodziny
- Jaki podobny do
babci – mówi babcia przyglądając się czule noworodkowi. - Ale nos ma mój –
podobieństw szuka także dziadek. Potem, wraz ze wzrostem wnuka, starają się mu
zaszczepić swoje zachowania, zainteresowania, poglądy, by kształtować go na
obraz i podobieństwo swoje. Wielokrotnie przekazują zachowania w sposób
nieświadomy.
- Jak k.. jedziesz ty baranie, gdzie się wpychasz idioto, a
teraz stoisz tym gratem, rusz się k.. ,rusz! – zachowanie dziadka za kierownica
obserwuje Maciek. Potem bawiąc się na podłodze samochodzikami ustawia sznur aut
stojących w korku i chwali się przed babcią nowymi umiejętnościami kierowcy
usłyszanymi od dziadka podczas wspólnej podróży. Babcia nie reaguje na te
słowa, by nie utrwalać tego w podświadomości. Za jakiś czas Maciek zapomni.
Jeżeli powróci do tych zachowań trzeba mu będzie delikatnie wytłumaczyć, że
dorośli czasem wypowiadają różne słowa, ale to nie jest dobry sposób na
rozładowanie nerwów.
Wychowując dziecko warto zwracać uwagę na zachowania innych
i starać się dopilnować by dziadkowie, ciocie, wujkowie i inni kuzyni nie
wypaczali przekazu rodziców.
Dobrze jest wyraźnie wyartykułować, także przy dziecku, które zachowania są
niepożądane. Maciek słysząc zganienie dziadka przez jedno z rodziców wie, że to
nie jest właściwe postepowanie. Autorytet rodziców jest silniejszy niż kuzynów,
więc następnym razem Maciek nie będzie powtarzał słów i zachowań nie akceptowanych przez
tatę i
mamę. Oczywiście musi być zgodność między rodzicami, by dziecko nie
miało dylematów kto ma rację i kogo słuchać.
Nie zakładam złych intencji rodziny, wręcz przeciwnie, takie
incydenty zdarzają się, ale przecież nie są regułą. Nie należy jedynie w takich
przypadkach chować głowy w piasek i udawać, że nic się nie stało.
Teraz przykład pozytywny. W rodzinie Michała tylko jeden dziadek interesował się piłką
nożną, chodził na mecze, był prawdziwym kibicem. Mimo, że pozostała część
rodziny wcale się tym nie interesowała Maciek chodził z dziadkiem na mecze i
wrósł również na kibica. Poprzez miłość
do klubu zrodził się w nim lokalny patriotyzm do miasta, w którym się urodził i
pozostał, mimo przeniesienia się z rodziną w inne miejsce. Takie podejście
zaszczepił również w swoim synu, z którego pradziadek byłby niesamowicie dumny.
Nie mówili: klub trzeba kochać, miasto trzeba kochać.
Chodząc na mecze, dopingując oklaskami i śpiewaniem, ciesząc się ze zwycięstw i
wybaczając porażki piłkarzy dawali przykład odpowiedniego zachowania.
Wujek Mietka, zabierając go na wakacje, uczył bratanka
zachowania się wyłącznie poprzez przykład. Pokazywał jak korzystać z noża i
widelca przy stole. Takie proste? A wiecie, że sztućce nie powinny podczas
jedzenia opierać się o stół, tylko zawsze leżeć na talerzu? Pewnie, że wiecie,
ale 14-letni Mietek nie wiedział. Patrzył co robi stryj. Słyszał jak z
uśmiechem zwraca się do obcych w sklepie, restauracji, tramwaju, na plaży. Miło
gawędzi, ale zwraca uwagę młodzieńcom, gdy ci zachowują się nagannie. Mietek
widzi, kiedy ktoś odwzajemnia miłe podejście, także kiedy inni odwracają wzrok,
gdy zwraca im uwagę prawie dwumetrowy, wysportowany trzydziestoparolatek. Mietek
uczy się co dobre, co złe i jak się zachować w danej sytuacji. Bo wujek staje
się autorytetem, gdy delikatnie wskazuje, uzupełniając rodziców, jak generalnie
postępować w życiu.
poniedziałek, 22 stycznia 2018
Dziecko uczy się od Ciebie
Do kogo on się wrodził? Takie pytanie często pada z ust
rodzica, gdy ten obserwuje swoją
latorośl, która zachowuje się niezgodnie z oczekiwaniem dorosłych. Łatwo
zrzucić odpowiedzialność z siebie i
szukać przyczyny gdzie indziej. Ale to jest oszukiwanie.
Dzieci rodzą się z białą, czystą kartą zachowań, którą później
zapisuje otoczenie, w jakim przebywają. Widzą, jeszcze w kołysce, że dorośli
się uśmiechają, to i one się uśmiechają. Słyszą, że dorośli coś mówią to i one
próbują. Mama, tata, baba, dada itd. Widza, że dorośli chodzą na dwóch nogach
to też próbują. Nikt nie prowadzi z dzieckiem lekcji chodzenia, mówienia,
uśmiechania się.
Tata mówi głośno, mama często krzyczy to i dziecko będzie ta
robić.
Mama jest skrupulatna, pedantyczna, wszystko w kuchni,
pokoju łazience jest dokładnie poukładane. Tata przychodzi zmęczony z pracy,
rozbiera się i wszystko rzuca na łóżko.
Maciek czerpie wzory i z mamy i z taty. Jest pedantyczny w
układaniu swoich rzeczy na biurku, ale po przyjściu ze szkoły ubranie rzuca w
kąt. Bałaganiarzem jest czy pedantem? Ani jednym ani drugim. Ma skrajne
zachowania w zależności od tego co zarejestrowała jego podświadomość i co stało
się nawykiem. Bo nikt nie uczył go ani zbyt dokładnego układania kredek ani
rzucania ubioru.
Dzieci obserwują i słuchają. Widzą i słyszą to co chcemy im
wpoić, ale także to czego nie chcemy, by zapamiętały.
- Ten Patryk jest strasznie niegrzeczny, a uparty jak osioł.
Nie da sobie nic powiedzieć, marudzi, wymusza wszystko na rodzicach i
szantażuje płaczem. Ma 5 lat, co to będzie jak dorośnie – rozmawiają dwie
koleżanki o synu ich przyjaciółki.
- No tak, ale jego mama, choć starsza i mądrzejsza też się
zachowuje podobnie w stosunku do swojego męża. A potem dziwi się skąd taka
postawa u dziecka. Patryk to wszystko widzi, słyszy i potem powtarza.
12-letnia Asia nie odrywa wzroku od telefonu komórkowego,
podczas gdy jej mama wynosi różne siatki podczas przeprowadzki. Tata stoi obok
i rozmawia z sąsiadem, a na zwróconą uwagę, żeby pomógł żonie zasłania się
chorobą. – Dziecko za małe, tata niedomaga – tak tłumaczy ich mama. I sama
biega z torbami a oni są usprawiedliwieni. Chociaż wyraźnie widać, że
przenoszone rzeczy są lekkie i nie trzeba się nadźwigać.
Geny? Nie, przykład. Ojciec nic nie robi, to dziecko też nic
nie robi. Ktoś zrobi za ciebie. Do kogo ona się wrodziła? Nie wrodziła, tylko
widziała, że tak robisz i podświadomość zanotowała: ktoś to zrobi za ciebie. Ty
nie musisz. Przykład idzie z góry.
niedziela, 3 grudnia 2017
Jak zrobić z siebie finansowego idiotę
Jak czegoś nie potrafisz, to tego nie rób
Poradnik inwestora
Mały Kazio mając 5 tys. zł oszczędności został zachęcony przez
Expander do zainwestowania w program nazywany ubezpieczeniem „Stabilna
Czwórka”. Miała to być lokata przynosząca
na zakończenie zysk. Pracownik namawiający do lokaty mówił o ryzyku, ale
gdyby przecież zniechęcał Kazia, to ten
nie wpłaciłby oszczędności. Wiadomo - zachęcał różnymi tabelami, prognozami,
wskaźnikami itp. Więc Kazio wpłacił 5
kawałków na 3,5 roku zawierając umowę tzw. Ubezpieczeniową z Towarzystwem Ubezpieczeń
na Życie WARTA.
Po 3,5 roku WARTA wpłaciła na konto Kazia 4 tys. zł,
prezentując różne tabele tłumaczące stratę Kazia. Kazio nie wie jakie straty w
tym samym czasie poniosła WARTA jako spółka. Ile stracili prezesi i pracownicy
tej spółki. O ile w związku z taką niekorzystną sytuacją obniżyły się ich
pensje.
Gdyby Kazio trzymał te pieniądze w skarpecie, miałby nadal 5
tys. zł. Gdyby chciał zmniejszyć swoje oszczędności o 1 tys. zł, to mógłby pojechać na wakacje do
kilku fajnych miejsc.
I nie wyszedłby na idiotę. Ale inne zdanie ma Pani Dorota
Piotrowska, Starszy Kierownik Centrum Obsługi Świadczeń. Podpisała informację o
stracie Kazia na 1 tys. zł , w związku ze skorzystaniem z usług WARTY,
jednocześnie pisząc: „zachęcamy do ponownych inwestycji w produkty TUnŻ WARTA
SA.”
Dawno nikt takich jaj nie zrobił sobie z Kazia.
Amber Gold to afera. Jej szef broni się, że przecież nikt
nie kazał wpłacać pieniędzy, a wpłacający czegoś widocznie nie doczytali.
Expander i WARTA każdego dnia zachęcają do inwestycji tysiące Polaków. I
tysiące Kaziów w to wierzy. Jednym z tych Kaziów jestem ja. Mam dokumenty
pokazujące, ile wpłaciłem, i te pokazujące ile mi oddali. Te tysiąc złotych
mogłem przeznaczyć na wyprawę do ciepłych źródeł lub na pomoc Kasi marzącej o butach i kurtce
na zimę. A tysiące Kaziów mogło uszczęśliwić tysiące dzieci.
Na razie uszczęśliwiamy Expander i Wartę. I to się prędko
nie zmieni, bo tam są specjaliści od zachęcania do inwestycji zwanych
ubezpieczeniem.
To napisałem ku przestrodze tym, którzy nie znają się na
inwestycjach i wierzą doradcom. Jak się na czymś nie znasz, to się za to nie
bierz – powiedział kiedyś jeden mądry człowiek, ale ja go nie posłuchałem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)