Nastawieni na sukces


Nastawieni na sukces











niedziela, 25 listopada 2018

Powiększaj swój potencjał

Nie było mnie tu  już pół roku. Kawał czasu, ale nie marnowałem go. Porządkowałem swój rozwój osobisty, by zwiększyć możliwości przekazywania Wam nowych wartości. Oczywiście mogłem jednocześnie zaglądać tutaj, ale to się nie udało.
Po przeczytaniu w ciągu pięciu lat kilkudziesięciu książek kilkudziesięciu autorów nabyłem mnóstwo wiedzy. Wiedzy teoretycznej. Trochę praktykowałem pisząc na blogu (to nie było regularne, niestety) oraz prowadząc warsztaty dla maturzystów (z rozwoju osobistego oczywiście). To zbyt mało.
Napotkałem zespół ludzi, którzy wcielają w życie idee kolejnego guru w dziedzinie przywództwa i rozwoju. Są związani z Johnem Maxwellem, tworząc jego regionalny team w Polsce. Dołączyłem tam.
Tyle wyjaśnień.
A teraz o rozwoju. Według nauki Johna.
Mamy prawie nieograniczony potencjał, ale wykorzystujemy jego niewielką część. Ludzie przeciętni jakieś 10 procent. Matematycznie nie ma tu logiki; ile to jest 10 procent od liczby nieograniczonej?
Ale to tylko symbole, nie matematyka. I każdy z nas wykorzystuje trochę  inny procent.
 Tak jak w nowym telefonie komórkowym, sorry, teraz już w smartfonie. Korzystamy z kilkunastu procent jego możliwości. Ale potem zwiększamy te możliwości, w miarę naszych potrzeb. Jeżeli takich nie mamy, to jedynie korzystamy z funkcji telefonu, aparatu fotograficznego, przeglądania wieści na facebooku, bawimy się w różne gry zręcznościowe lub inne. Tylko tyle. Poznajemy nowe możliwości, gdy zachodzi taka potrzeba.
Tak samo pracujemy z naszym umysłem. Jeżeli nic nam więcej nie potrzeba, to korzystamy jedynie z kilkunastu procent.
Dla własnego dobra, dla własnego rozwoju rozszerzajmy swój potencjał.
1. Rób więcej niż od Ciebie oczekują!
2. Szukaj więcej niż jednego rozwiązania postawionego przed Tobą zadania i oceń, które jest najlepsze!
3. Nie pytaj CZY coś zrobić, ale JAK coś zrobić. Bo rozwiązań JAK coś zrobić jest wiele, należy wybrać najkorzystniejsze.
4. Nie musisz pracować ciężko, zobacz co najlepiej Ci wychodzi i niech pasja zastąpi Ci etatowe działanie. Tomasz Edison (największy wynalazca) podkreślał, że nie przepracował w życiu ani jednego dnia, wszystko co robił było pasją, przyjemnością, zdobywaniem doświadczeń.

Raz rozszerzony potencjał nie maleje, jeżeli z niego korzystasz.


Zdecyduj: chcesz się zatrzymać na obecnym poziomie, czy chcesz się rozwijać?
To jedynie Twoja decyzja, nikt dobrze nie wybierze za Ciebie. Nie daj z siebie zrobić marynarza - mechanika, jeżeli uwielbiasz sztuki plastyczno-muzyczne.
Idź swoją drogą, z pasją, z nastawieniem na sukces. Nie szukaj wymówek. Ci, którzy się rozwinęli w różnych dziedzinach zaczynali jak TY!

niedziela, 20 maja 2018

Trenuj wiarę w siebie


Bez wiary w siebie nic nie można osiągnąć. Pytacie: ale jak to zrobić, ja nie zawsze wierzę, że coś potrafię zrobić.
Odpowiadam: trzeba trenować, jak każdą inną dyscyplinę.
 Małe dziecko podpatruje dorosłych: jak chodzą, jak siedzą, jak jedzą, jak mówią. Więc stara się ich naśladować. Wierzy w to. Gdyby tak nie było, to by nie próbowało. Nawet jak pomagają rodzice, ono samo chce chodzić ima to w podświadomości. Więc zaczyna ćwiczyć, krok po kroku i codziennie i coraz więcej. Wierzy i ćwiczy i jak ćwiczy to coraz bardziej wierzy, że będzie chodzić i dąży do tego. To jest podświadome ćwiczenie wiary w siebie, bo nie ma przesłanek, że to może się nie udać, że nie da rady, że lepiej się poddać i zrezygnować. Nie ma przesłanek i sygnałów, że nie da rady czegoś zrobić, co przecież dla malucha nie jest proste. Więc się nauczy, czyli da radę.
Wierzysz, że można się nauczyć wiary w siebie?  Trzeba po prostu pozbyć się niewiary w siebie, w swoje możliwości, w nauczenie się tego, czego przecież na początku nie umiemy.
Ważne jest zaszczepienie w podświadomości, wpisanie do podświadomości, konieczności różnych ćwiczeń, które prowadzą do tego, że zaczynamy w siebie wierzyć. Najpierw w jednym zakresie, a po sukcesie – w następnych.
Porada: ćwicz codziennie!
Czy możesz zrobić 50 pompek? No nie, nonsens, powie większość osób, które nie ćwiczą na co dzień.
Ale zacznij od pięciu, przez kilka dni po pięć razy. Potem zwiększamy dawkę , skokowo lub etapami, dokładamy codziennie jedną albo pięć co tydzień, a potem może po trzy co trzy dni itd. Da się? Da się. Nawet jak na początku nie wierzyłeś, że się da, to kilku tygodniach ćwiczeń masz efekty czyli możesz uwierzyć, że dasz rade w pompkach, ale także w kolejnej dziedzinie. Sportowej lub innej. Podciąganie na drążku, rozciąganie expandera (taka guma lub sprężyna do ćwiczeń), ale także np. nauka języka. Nie tylko w szkole, ale w domu. Codziennie jedna porcja nowej wiedzy i po jakimś czasie już mówimy. Inni mówią, to my tez damy radę. Nie damy rady, jeśli nie mamy motywacji i wiary w siebie.
Jeżeli coś powtarzasz to uwierzysz w siebie. Najlepiej robić coś w ramach swoich zainteresowań, hobby. Dlatego warto wymyślić wiele ćwiczeń w różnych obszarach.
Można ćwiczyć wiarę w to, że zbliżysz się do osoby, na której ci zależy. Codziennie wymyśl jakiś gest, uśmiech, słowo, powód, pretekst (uwaga! bez nachalności) i przekazuj to tej osobie. Jeżeli będziesz to robił mądrze, to po jakimś czasie ta osoba będzie tobie przyjazna. Dowiedz się jakie ma zainteresowania, co lubi, gdzie chodzi, co ogląda, z kim się spotyka.
Ja mogę mówić o swoich dziedzinach.
Kiedyś chciałem przekazywać młodym ludziom swoje doświadczenia życiowe prowadzące do osiągania sukcesu.
Nie wierzyłem wówczas,  że mogę występować przed ludźmi i opowiadać im o rozwoju. Bałem się nieporadności, braku zainteresowanie tematem, wyśmiania itp. Byłem dziennikarzem gazetowym, nie radiowym ani telewizyjnym, więc radziłem sobie z pisaniem tekstów, a nie z mówieniem.
Wcześniej byłem inżynierem i też po otrzymaniu propozycji zostania dziennikarzem  bałem się tego. Ale zacisnąłem zęby i postanowiłem nauczyć się, spróbować, zaryzykować. Wówczas musiałem uwierzyć w siebie, uwierzyć, że dam radę przejść na nową, zupełnie mi obca drogę.
I wystartowałem , zacząłem pisać. Na początku nie było rewelacji, ale z dnia na dzień nabierałem wprawy. Nie ćwiczyłem już na sucho, do szuflady tylko swoją pracę poddawałem pod osąd redaktorów i czytelników. Przyszły pierwsze pochwały. I uwierzyłem, ze mogę być dziennikarzem, uwierzyłem w siebie po wielu ćwiczeniach, po ciężkim treningu.
Natomiast wypowiadanie się, zwłaszcza przed kamerą, szło mi słabo, więc nie bardzo wierzyłem, że mogę na żywo występować na prelekcjach czy prowadzić warsztaty. Nastąpił przełom, gdy kolega, z którym spotkałem się na jednym z seminariów jako uczestnik, powiedział: spróbuj, poćwicz, przekaż swoje doświadczenia innym.
Zacząłem kolejny trening, kolejne ćwiczenia. Teraz prowadzę warsztaty z młodzieżą w wieku maturalnym i ze spotkania na spotkanie jest coraz lepiej.
Więc kolejny raz uwierzyłem w siebie. Uwierzyłem, że mogę prowadzić różne zajęcia. Pod warunkiem, że dobrze się do nich przygotuję i poćwiczę.
Uwierzyłem, że mogę zrobić wszystko co mi jest potrzebne. Byłem PR-owcem i nauczyłem się tego, potem byłem marketerem i też uczyłem się by dać radę, ale już wierzyłem, że sobie poradzę. Bo takie miałem doświadczenia.
Wiara w siebie nie zależy od miejsca urodzenia, ale od ćwiczeń doprowadzających do efektów. Oczywiście nie założyłem sobie, że będę bokserem i nie wziąłem się za takie ćwiczenia, bo to zupełnie nie moja bajka.
I takich ludzi, którzy uwierzyli w siebie i osiągnęli sukces jest wielu …






poniedziałek, 19 marca 2018

Dziecko a koledzy


W szkole, przedszkolu, parku, na placu zabaw dziecko obserwuje inne dzieci. Jedne są na tyle silnymi osobowościami, że same narzucają zabawę rówieśnikom. Inne poddają się liderom i powtarzają ich zachowania. Warto zadbać o to, aby  nasze dziecko spotykało się częściej z takimi, które spełniają nasze wyobrażenia o odpowiednim zachowaniu się wobec innych. Czyli inaczej mówiąc dbajmy, aby nie dostało się w złe towarzystwo. Oczywiście nie jest to bardzo proste, nie mamy wpływu na to z kim jest w grupie przedszkolnej lub klasie, ale w skrajnych przypadkach możemy przenieść naszą pociechę do innej grupy.
Ważne są natomiast rozmowy. Widzimy jakie zachowania, jakie słownictwo dziecko kopiuje i przynosi do domu. Należy zapytać od kogo nauczył się pewnych słów czy zachowań i wytłumaczyć, które są dobre, a które nie. Zauważamy kiedy nasze dziecko zaczyna zachowywać się inaczej niż wcześniej: podnosi głos, szarpie się, uderza kogoś niby w zabawie, zaczyna lekceważyć nasze uwagi i polecenia. Skąd się to wzięło? Pytajmy o przyczyny takiego zachowania natychmiast, gdy je zauważymy.
Dzieciom imponują ci, którzy są bardziej pewni siebie, mają większe umiejętności zwłaszcza takie, o których marzy nasze dziecko. 10 letni Mateusz, nieco pod wpływem taty, chciał grać w piłkę. Chodził ze swoim tatą na mecze i rozmawiał  o piłce, zaczął się interesować klubami i piłkarzami z areny polskiej i międzynarodowej. Rozpoczął zajęcia w szkółce piłkarskiej rezygnując z tenisa. W klasie zapoznał się z Wiktorem, synem jednego z piłkarzy i ten zaczął mu imponować.
Mateusz nie ma pewnych cech, które pomagają za wszelką cenę osiągnąć cel, nie ma konieczności tzw. gryzienia trawy do upadłości. Stara się dobrze grać, ale ważna jest dla niego gra fair, cieszy się ze strzelonych bramek, ale nigdy nie pójdzie po trupach. Jego kilku kolegów zupełnie inaczej. Więc z jednej strony chciałby być taki skuteczny jak koledzy, ale z drugiej nie chciał tego robić za wszelką cenę, nie akceptował niektórych zachowań. Po każdym meczu i treningu rozmawialiśmy z nim o tych sytuacjach. Nie był rozkazu: musisz być najlepszy, nie stresowaliśmy go, jak to czynili niektórzy rodzice widząc w swoich synach następców Lewandowskiego czy innych gwiazd futbolu.
Zaszczepialiśmy chęć wygrywania, ale nie na zasadzie wszystko albo nic. Nikt nie mówił: jak nie strzelisz gola to jesteś gamoń i fajtłapa, zobacz jak robią to lepsi od ciebie i rób tak samo. Kolega miał zawziętość nauczoną przez ojca zawodowca i dużo lepsze umiejętności. Imponował, nie tylko jako młody piłkarz, ale też chłopak z charyzmą. Koleżeństwo z nim nobilitowało. Ale do czasu. Na szczęście Mateusz sam zaczął zauważać, że nie wszystkie zachowania należy przejmować. Dostrzegł, że koleżeństwo stawało się jednostronne. Wiktor nosił głowę wyżej i czasami lekceważył rówieśników.  I znowu by nie dopuścić do wyrobienia w Mateuszu złych nawyków prowadziliśmy rozmowy wyjaśniające. Czy skłonności do bijatyk i wykorzystywania innych to fajne zachowanie? Czy chcesz być taki sam? Mateusz musiał zrozumieć i sam siebie przekonać, że nie powinien ślepo wpatrywać się w kolegę i powtarzać wszystko, co tamten wyczynia. I nie robiliśmy tego tylko i wyłącznie na zasadzie bezwzględnego zakazu: nam się to nie podoba. Należało  wyjaśniać, podawać argumenty dlaczego należy postępować inaczej. I ostatecznie odnieśliśmy sukces. Wiktor przestał być idolem.
Mateusz także  chciał dowodzić innymi. Miał przykłady w swojej rodzinie, wśród której widział przywódców. Próbował organizować mecze, proponować gry i zabawy. Nie wszyscy koledzy to akceptowali. Jedni tak, inni nie. Niektórym przywódca jest potrzebny, bo się nudzą i sami nie potrafią zorganizować sobie czasu. Innym, którzy są indywidualistami i nie lubią, aby nimi rządzić takie postepowanie przeszkadza. Dziecko często tego nie rozumie, nie rozróżnia postaw innych. Rozmawiajmy z dzieckiem:
- Mateusz, co tam dzisiaj wydarzyło się w szkole?
- Nic.
- Na pewno nic? A co robiłeś z Jaśkiem, twoim nowym kumplem?
- No, nic. Trochę się pokłóciliśmy.
 - A jednak coś  się wydarzyło. Na czym polegała ta kłótnia?
- On mnie dwa razy uderzył, a jak mu oddałem to poskarżył się pani. Tak nie powinien zrobić, ja nie poszedłem na skargę.
- Ale dlaczego cię uderzył, coś musiałeś zrobić, sprowokować go, przecież się kolegujecie, więc nie powinniście się bić. Może coś źle zrobiłeś?
- Ja tylko powiedziałem, że jest beznadziejnym bramkarzem, to nie jest powód do bitki.
- A może nie powinieneś go oceniać, tylko podpowiedzieć jak ma bronić, nauczyć go. Gdy go oceniłeś poczuł się urażony i tak zareagował.  Z pewnością zbyt emocjonalnie, ja tego nie pochwalam, ale Ty też popełniłeś błąd. Więc następnym razem wytłumacz koledze, co powinien zrobić żeby był  lepszy. Ty też poczujesz się lepiej jak komuś pomożesz, a nie będziesz się z niego wyśmiewał.
- Nie wyśmiewałem się.
 - Ale on mógł to tak odczuć. Cieszyłbyś się, gdyby ktoś tak powiedział o tobie?
 - No, nie.
- Więc zanim coś powiesz zastanów się czy nawet niechcący nie zrobisz komuś krzywdy.
Trzeba rozmawiać z dziećmi, żeby ich kierunkować, podpowiadać zachowania wobec innych. Rozmawiać o każdym przypadku, a nie ogólnie. Rozmowa o tym co się dzisiaj wydarzyło w kontaktach z innymi rówieśnikami może ukierunkować jak postąpić przy kolejnym podobnym przypadku. Gdy dziecko widzi, że je rozumiemy chętnie przyjmuje argumenty.


niedziela, 18 lutego 2018

Dziecko naśladuje media

  Piłka nożna to fajna gra. Można biegać za piłką, podawać, strzelać gole. Ale jeszcze lepsze jest komentowanie meczu. Opowiadanie, który piłkarz właśnie osiąga szczyt marzeń  strzelając kolejnego gola lub broniąc strzału. Przy grze w tenisa ważne jest zdobycie gema, ale także późniejsze odłożenie rakiety, przetarcie czoła frotką założoną na przedramieniu, zarzucenie ręcznika na plecy. Także podniesienie ręki z piłką, jak robią to dzieci zbierające piłeczki z kortu.
Fajne jest powtarzanie gagów kabaretowych.
Skąd te zachowania? Z obserwacji tego co w telewizji. Youtuberzy w internecie nie tylko komentują mecze, ale całe otoczenie piłkarskiego świata. Transfery zawodników, przewidywania wyników, ustalanie składów itp. To fajne zajęcie, więc może dobrze zostać youtuberem?
Może gamerem, grającym w różne gry i komentującym jednocześnie to co dzieje się na różnych wirtualnych planszach.
Poznałem Witka, ma 12 lat, trochę lekki grubasek, ale oczy bardzo żwawe, a buzia mu się nie zamyka. Gdy pytam, co lubi robić odpowiada, że gra trochę na komputerze, w telewizji ogląda Galileo i Master Chefa. - A kim będziesz w przyszłości? – pytam. – Kucharzem!!! – wykrzykuje z rozpromieniony. Mama wtrąca się natychmiast: - Żadnym kucharzem, będziesz informatykiem, znasz się na  komputerze i oglądasz taki pouczający, naukowy program w telewizji. - Tak - więdnie Witek. - To też lubię, ale tak naprawdę to chcę być kucharzem. – Jakim? – pytam. – Czterooogwiazdkowym!!!
Czyż może być lepsza pasja zaszczepiona przez media? Nie wiem kim będzie Witek, ale zwróciłem mamie uwagę, że nie wolno gasić takiej pasji. To akurat dobry wpływ mediów. Witek aż rwie się do kuchni i przyrządzania potraw, ale mama boi się, żeby nie skaleczył się nożem. A on już wymyśla jakie potrawy zrobić, głównie dla zmęczonej mamy wracającej z pracy, by nie używać zabronionego noża. Sałatę poszarpiemy, rzodkiewkę zetrzemy na tarce itd.
Bez telewizyjnego programu Witek nie wiedziałby kim chciałby być, nie miałby takiego pozytywnego hobby przekształcającego się w pasję. Nawet jeżeli za kilka lat inny program telewizyjny czy internetowy zachęci go do zmiany pasji to będzie umiał gotować, a idąc śladem innych propozycji zawodowych może zostanie informatykiem lub budowniczym, architektem, projektantem wnętrz.
Bo wizję przyszłości czerpie z mediów. Mama umie mu tylko zakazywać lub prowadzić na ścieżki kariery, które Witkowi nigdy nie będą odpowiadać.
 I to też nie jest jej wina, gdyż chce jak najlepiej, a nie mając pojęcia o konieczności szanowania woli syna proponuje mu zawód zasłyszany w sklepie. Informatyk to przyszłość. Pewnie, że tak, ale nie dla każdego.
Można złorzeczyć na oglądanie przez dzieci telewizji, szperania w internecie, ale to często zastępuje propozycje rodziców, którzy nie  są w stanie zauważyć pasji swoich dzieci.

Więc zawsze starajmy się mądrze wykorzystać media do znalezienia życiowej drogi naszych milusińskich. 

poniedziałek, 5 lutego 2018

Dziecko uczy się od rodziny

 - Jaki podobny do babci – mówi babcia przyglądając się czule noworodkowi. - Ale nos ma mój – podobieństw szuka także dziadek. Potem, wraz ze wzrostem wnuka, starają się mu zaszczepić swoje zachowania, zainteresowania, poglądy, by kształtować go na obraz i podobieństwo swoje. Wielokrotnie przekazują zachowania w sposób nieświadomy.
- Jak k.. jedziesz ty baranie, gdzie się wpychasz idioto, a teraz stoisz tym gratem, rusz się k.. ,rusz! – zachowanie dziadka za kierownica obserwuje Maciek. Potem bawiąc się na podłodze samochodzikami ustawia sznur aut stojących w korku i chwali się przed babcią nowymi umiejętnościami kierowcy usłyszanymi od dziadka podczas wspólnej podróży. Babcia nie reaguje na te słowa, by nie utrwalać tego w podświadomości. Za jakiś czas Maciek zapomni. Jeżeli powróci do tych zachowań trzeba mu będzie delikatnie wytłumaczyć, że dorośli czasem wypowiadają różne słowa, ale to nie jest dobry sposób na rozładowanie nerwów.
Wychowując dziecko warto zwracać uwagę na zachowania innych i starać się dopilnować by dziadkowie, ciocie, wujkowie i inni kuzyni nie wypaczali przekazu rodziców.
Dobrze jest wyraźnie wyartykułować, także  przy dziecku, które zachowania są niepożądane. Maciek słysząc zganienie dziadka przez jedno z rodziców wie, że to nie jest właściwe postepowanie. Autorytet rodziców jest silniejszy niż kuzynów, więc następnym razem Maciek nie będzie powtarzał  słów i zachowań nie akceptowanych przez tatę  i  mamę. Oczywiście musi być zgodność między rodzicami, by dziecko nie miało dylematów kto ma rację i kogo słuchać.
Nie zakładam złych intencji rodziny, wręcz przeciwnie, takie incydenty zdarzają się, ale przecież nie są regułą. Nie należy jedynie w takich przypadkach chować głowy w piasek i udawać, że nic się nie stało.
Teraz przykład pozytywny. W rodzinie Michała  tylko jeden dziadek interesował się piłką nożną, chodził na mecze, był prawdziwym kibicem. Mimo, że pozostała część rodziny wcale się tym nie interesowała Maciek chodził z dziadkiem na mecze i wrósł również na kibica. Poprzez  miłość do klubu zrodził się w nim lokalny patriotyzm do miasta, w którym się urodził i pozostał, mimo przeniesienia się z rodziną w inne miejsce. Takie podejście zaszczepił również w swoim synu, z którego pradziadek byłby niesamowicie dumny.
Nie mówili: klub trzeba kochać, miasto trzeba kochać. Chodząc na mecze, dopingując oklaskami i śpiewaniem, ciesząc się ze zwycięstw i wybaczając porażki piłkarzy dawali przykład odpowiedniego zachowania.
Wujek Mietka, zabierając go na wakacje, uczył bratanka zachowania się wyłącznie poprzez przykład. Pokazywał jak korzystać z noża i widelca przy stole. Takie proste? A wiecie, że sztućce nie powinny podczas jedzenia opierać się o stół, tylko zawsze leżeć na talerzu? Pewnie, że wiecie, ale 14-letni Mietek nie wiedział. Patrzył co robi stryj. Słyszał jak z uśmiechem zwraca się do obcych w sklepie, restauracji, tramwaju, na plaży. Miło gawędzi, ale zwraca uwagę młodzieńcom, gdy ci zachowują się nagannie. Mietek widzi, kiedy ktoś odwzajemnia miłe podejście, także kiedy inni odwracają wzrok, gdy zwraca im uwagę prawie dwumetrowy, wysportowany trzydziestoparolatek. Mietek uczy się co dobre, co złe i jak się zachować w danej sytuacji. Bo wujek staje się autorytetem, gdy delikatnie wskazuje, uzupełniając rodziców, jak generalnie postępować w życiu.




poniedziałek, 22 stycznia 2018

Dziecko uczy się od Ciebie

Do kogo on się wrodził? Takie pytanie często pada z ust rodzica, gdy ten obserwuje  swoją latorośl, która zachowuje się niezgodnie z oczekiwaniem dorosłych. Łatwo zrzucić  odpowiedzialność z siebie i szukać przyczyny gdzie indziej. Ale to jest oszukiwanie.
Dzieci rodzą się z białą, czystą kartą zachowań, którą później zapisuje otoczenie, w jakim przebywają. Widzą, jeszcze w kołysce, że dorośli się uśmiechają, to i one się uśmiechają. Słyszą, że dorośli coś mówią to i one próbują. Mama, tata, baba, dada itd. Widza, że dorośli chodzą na dwóch nogach to też próbują. Nikt nie prowadzi z dzieckiem lekcji chodzenia, mówienia, uśmiechania się.
Tata mówi głośno, mama często krzyczy to i dziecko będzie ta robić.
Mama jest skrupulatna, pedantyczna, wszystko w kuchni, pokoju łazience jest dokładnie poukładane. Tata przychodzi zmęczony z pracy, rozbiera się i wszystko rzuca na łóżko.
Maciek czerpie wzory i z mamy i z taty. Jest pedantyczny w układaniu swoich rzeczy na biurku, ale po przyjściu ze szkoły ubranie rzuca w kąt. Bałaganiarzem jest czy pedantem? Ani jednym ani drugim. Ma skrajne zachowania w zależności od tego co zarejestrowała jego podświadomość i co stało się nawykiem. Bo nikt nie uczył go ani zbyt dokładnego układania kredek ani rzucania ubioru.
Dzieci obserwują i słuchają. Widzą i słyszą to co chcemy im wpoić, ale także to czego nie chcemy, by zapamiętały.
- Ten Patryk jest strasznie niegrzeczny, a uparty jak osioł. Nie da sobie nic powiedzieć, marudzi, wymusza wszystko na rodzicach i szantażuje płaczem. Ma 5 lat, co to będzie jak dorośnie – rozmawiają dwie koleżanki o synu ich przyjaciółki.
- No tak, ale jego mama, choć starsza i mądrzejsza też się zachowuje podobnie w stosunku do swojego męża. A potem dziwi się skąd taka postawa u dziecka. Patryk to wszystko widzi, słyszy i potem powtarza.
12-letnia Asia nie odrywa wzroku od telefonu komórkowego, podczas gdy jej mama wynosi różne siatki podczas przeprowadzki. Tata stoi obok i rozmawia z sąsiadem, a na zwróconą uwagę, żeby pomógł żonie zasłania się chorobą. – Dziecko za małe, tata niedomaga – tak tłumaczy ich mama. I sama biega z torbami a oni są usprawiedliwieni. Chociaż wyraźnie widać, że przenoszone rzeczy są lekkie i nie trzeba się nadźwigać.
Geny? Nie, przykład. Ojciec nic nie robi, to dziecko też nic nie robi. Ktoś zrobi za ciebie. Do kogo ona się wrodziła? Nie wrodziła, tylko widziała, że tak robisz i podświadomość zanotowała: ktoś to zrobi za ciebie. Ty nie musisz. Przykład idzie z góry.


niedziela, 3 grudnia 2017

Jak zrobić z siebie finansowego idiotę

Jak czegoś nie potrafisz, to tego nie rób
Poradnik inwestora
Mały Kazio mając 5 tys.  zł oszczędności został zachęcony przez Expander do zainwestowania w program nazywany ubezpieczeniem „Stabilna Czwórka”. Miała to być lokata przynosząca  na zakończenie zysk. Pracownik namawiający do lokaty mówił o ryzyku, ale gdyby przecież zniechęcał Kazia,  to ten nie wpłaciłby oszczędności. Wiadomo - zachęcał różnymi tabelami, prognozami, wskaźnikami itp. Więc Kazio wpłacił  5 kawałków na 3,5 roku zawierając umowę tzw. Ubezpieczeniową z Towarzystwem Ubezpieczeń na Życie WARTA.
Po 3,5 roku WARTA wpłaciła na konto Kazia 4 tys. zł, prezentując różne tabele tłumaczące stratę Kazia. Kazio nie wie jakie straty w tym samym czasie poniosła WARTA jako spółka. Ile stracili prezesi i pracownicy tej spółki. O ile w związku z taką niekorzystną sytuacją obniżyły się ich pensje.
Gdyby Kazio trzymał te pieniądze w skarpecie, miałby nadal 5 tys. zł. Gdyby chciał zmniejszyć swoje oszczędności o  1 tys. zł, to mógłby pojechać na wakacje do kilku fajnych miejsc.
I nie wyszedłby na idiotę. Ale inne zdanie ma Pani Dorota Piotrowska, Starszy Kierownik Centrum Obsługi Świadczeń. Podpisała informację o stracie Kazia na 1 tys. zł , w związku ze skorzystaniem z usług WARTY, jednocześnie pisząc: „zachęcamy do ponownych inwestycji w produkty TUnŻ WARTA SA.”
Dawno nikt takich jaj nie zrobił sobie z Kazia.
Amber Gold to afera. Jej szef broni się, że przecież nikt nie kazał wpłacać pieniędzy, a wpłacający czegoś widocznie nie doczytali. Expander i WARTA każdego dnia zachęcają do inwestycji tysiące Polaków. I tysiące Kaziów w to wierzy. Jednym z tych Kaziów jestem ja. Mam dokumenty pokazujące, ile wpłaciłem, i te pokazujące ile mi oddali. Te tysiąc złotych mogłem przeznaczyć na wyprawę do ciepłych źródeł  lub na pomoc Kasi marzącej o butach i kurtce na zimę. A tysiące Kaziów mogło uszczęśliwić tysiące dzieci.
Na razie uszczęśliwiamy Expander i Wartę. I to się prędko nie zmieni, bo tam są specjaliści od zachęcania do inwestycji zwanych ubezpieczeniem.
To napisałem ku przestrodze tym, którzy nie znają się na inwestycjach i wierzą doradcom. Jak się na czymś nie znasz, to się za to nie bierz – powiedział kiedyś jeden mądry człowiek, ale ja go nie posłuchałem.